niedziela, 24 maja 2015

Opowiadanie #1

Od dnia dzisiejszego będę pisała opowiadania takie krótkie lub dłuższe historie. Dzisiaj- na ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO- o Jego darach.


DARY  DUCHA ŚWIĘTEGO.

Duch Święty jest dla wielu chrześcijan Kimś tajemniczym i nieuchwytnym. Choć zostaje wielokrotnie wymieniany w ciągu dnia w znaku "Krzyża świętego".
Wszyscy wiedzą ogólnie, że Duch Święty działa nieustannie w Kościele i w życiu chrześcijan. Tradycyjnie twierdzi się, że Duch Święty obdarza chrześcijanina siedmioma darami: darem mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności,
świętości i bojaźni Bożej. Siedem darów, które stanowią siedmiu «współpracowników», również dzisiejszych dzieci.

Beberto i siedem właściwości
Przed wielu, wielu wiekami, jeszcze przed Karolem Wielkim, w królestwie Stu Wysp, królem został mały Beberto. Nie mógł trafić na gorszy moment. Właśnie w tym okresie jakaś zła ręka zaczęła wykradać dzieci w królestwie. Premier króla Beberta podwoił straże na murach miast, wzmocnił załogi, zorganizował tajną policję. Na nic to się zdało. Dzieci nadal ginęły z kołysek. Zrozpaczone matki
i ojcowie otoczyli pałac królewski. Bebertowi, który miał tylko piętnaście lat i był delikatny, mały, chciało się płakać. Zwołał Wielką Radę Królewską, ale radni wiedzieli jak przyrządza się zająca z polentą albo kiedy należy zbierać
kasztany, ale nic nie wiedzieli na temat znikania dzieci. Przez okna docierały krzyki zniecierpliwionych poddanych: "Beberto, pchło tchórzliwa i leniwa, to ty musisz coś zrobić!". Beberto zerwał się z twarzą rozpaloną i chwycił płaszcz.
"Pchła! Nikt mnie tak nigdy nie nazwał! Znajdę te dzieci!". Wyszedł, wywijając mieczem, ale nie wiedział, co począć. Płacząc, skierował się ku morzu.

Siedmiu uśmiechniętych ludzików

I oto stanął przed nim na plaży rząd ludzików. Wszyscy uśmiechali się.
"Ale... ale... kogo my tu mamy?", myślał zdumiony Beberto. Stał osłupiały i patrzył na nich. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Jednak mały król przypomniał sobie o dobrych manierach i o tym, że nie może zachowywać się jak dzikus.
"Kim jesteście?"- spytał. "Co robicie na tym świecie?". "Jesteśmy braćmi", odpowiedział jeden z ludzików. "Każdy z nas posiada specjalny talent. Nasze talenty różnią się między sobą". "To chyba bardzo się przydaje w dużej rodzinie", stwierdził uprzejmie Beberto. «A jaki jest twój talent i jak się nazywasz!"- zapytał pierwszego. "Ja słyszę wszystko, naprawdę wszystko. Wiem, co odczuwa kawałek drewna, gdy się spala w ogniu. Albo piórko z piersi mewy, gdy unosi się na wzburzonych falach na przylądku Horn, albo włos z ogona tygrysa, który szuka
zdobyczy w dżungli birmańskiej". «A twoje imię?". "Słyszęwszystko".
"A ty jak się nazywasz?"- spytał Beberto, zwracając się do drugiego ludzika.
"Ja jestem Wiemwszystko. Wiem, co się stanie i co się dzieje w każdej części świata", "nic poza tym?"- spytał Beberto. "Wydaje mi się, że to wystarczająco dużo", odparł Wiemwszystko. "A teraz twoja kolej", zwrócił się Beberto do trzeciego ludzika. "Ja jestem mistrzem w strzelaniu z łuku. Potrafię rozszczepić włos na dwie części z odległości 20 mil. Potrafię wypuścić deszcz strzał w jednej sekundzie albo zaciemnić moimi strzałami światło słońca przed upływem sekundy". "A jak się nazywasz?".
"Szybkiłuk".
«A co ty robisz?", spytał Beberto następnego ludzika.
«Ja jestem uczciwym złodziejem i do tego świetnym zło-
dziejem!". "Potrafię ukraść harfę tak, że harfiarz nie zauwa-
ży tego i nadal będzie szarpał powietrze końcami palców.
Wydawać się mu będzie, że słyszy muzykę, która będzie je-
dynie w jego głowie. Mogę też ukraść szpony orłowi tak, że
jego błyszczące oczy nie zauważą mnie, a jego uszy nie
usłyszą. Orzeł nie zauważy, czego mu brakuje, chyba że
będzie chciał się podrapać po głowie. Umiałbym nawet
ukraść inteligentny wyraz z twojej twarzy", kończył ludzik
z uśmiechem.
"Tylko nie rób tego", zawołał Beberto zaniepokojony. "rtie
zrobiłbym tego nigdy, gdyż jestem typem szlachetnym.
Jednak w tej chwili twoja twarz nie ma inteligentnego wy-
glądu".
Beberto uściskał jego dłoń i spytał o imię.
"Pia imię mi Szybkaręka".
«A ty kim jesteś?", spytał następnego. "Ja jestem Wspinacz,
gdyż potrafię się wspinać".
«A na co się wspinasz?".
«ria wszystko. Mogę wspinać się po szkle, jakbym był mu-
chą. Mogę wspinać się po kaskadach Fiiagary albo po pro-
mieniu słońca. Co więcej, gdybyś palcem zaznaczył linię
w powietrzu, również po niej mógłbym się wspiąć".
«A więc zrób to", powiedział Beberto/ znacząc w powietrzu
linię prostopadłą.
Wspinacz wskoczył na niewidzialną linię, usiadł przez chwi-
lę na nieistniejącym wierzchołku, uśmiechając się od ucha
do ucha. Potem ześlizgnął się w dół i spojrzał na Beberta
tryumfalnie.
"Brawo! Brawo!", wyraził swoje uznanie Beberto. Potem
zwrócił się do szóstego ludzika.
«A ty?".
"Jeśli usiądę, nikt nie potrafi zmusić mnie do powstania.
A gdy siedząc złapię coś, nic i nikt nie będzie w stanie mi
tego wydrzeć, nawet największa siła na ziemi".
«A twoje imię?". "Nazywam się Twardygrzbiet".
"Dobrze, Twardygrzbiecie, usiądź i sprawdzimy twoje siły".
[Nieoczekiwana pomoc
Twardygrzbiet posłusznie usiadł i podał Bebertowi rękę,
którą ten uchwycił. Zaczął ją ciągnąć i podczas tej czynno-
ści poczuł, że ręka i grzbiet ludzika stały się bezwładnym
ciężarem niby kamień. Początkowo Beberto nie wysilał się
specjalnie, bojąc się zrobić coś złego tej malutkiej istocie,
ale po pewnym czasie zaparł się o ziemię i z całych sił cią-
gnął go, ale nie udało mu się ani o milimetr przesunąć ka-
rzełka, choć strużki potu spływały mu po plecach. Twardy-
grzbiet był cięższy od góry.
Po pewnym czasie Beberto poddał się i wytarł sobie twarz.
"Miałeś rację", przyznał i zaczerwieniony przesunął się do
siódmego, ostatniego ludzika.
"Ja nazywam się Trzypatyki i umiem zrobić z kawałka drze-
wa wszystko".
"Wierzę ci", zapewnił go Beberto. "Pokaż mi to, abym mógł
się rozweselić".
Trzypatyki wyrzucił w powietrze suchą gałązkę, a gdy znaj-
dowała się wysoko, powiedział: "Sokół!". Z gałązki nagle
wyrosły dwa skrzydła, dwie nóżki, głowa. Powiększyła się
oraz pokryła piórami. Stała się sokołem, który odleciał.
"A mógłbyś zrobić okręt?", spytał Beberto.
Trzypatyki rzucił gałązkę do morza i w mgnieniu oka pięk-
ny okręt kołysał się na falach.
"A więc Beberto", powiedział Wiemwszystko, "wytłumaczy-
liśmy ci, kim jesteśmy, wiemy też, kim ty jesteś i dokąd
chcesz się udać. Chcemy ci pomóc i odnaleźć porwane
dzieci".
"Spotkanie was jest dla mnie wielkim szczęściem", stwier-
dził Beberto.
Ogromna czarownica
Tego wieczoru Beberto zasnął szczęśliwy jak nigdy dotąd.
Ftie odczuwał strachu. Był ciągle mały, wątły, a przede
wszystkim (i to najwięcej go bolało) nieśmiały i zakłopota-
ny, ale obecność siedmiu przyjaciół napełniała go pewno-
ścią. Po raz pierwszy czuł się rzeczywiście królem.
Następnego dnia Styszęwszystko powiedział: "Słyszę płacz
dzieci. Teraz wiem, kto je porwał i gdzie się znajdują. To
była czarownica Wielkieręce".
"Kiepska sprawa"/ stwierdził Wiemwszystko. "Dzisiaj wie-
czorem znów będzie chciała porwać dzieci", dodał Sty-
szęwszystko. "Musimy obronić dzieci", oświadczył Beberto,
który czuł się pełen odwagi.
"Obmyślmy plan", zaproponował Szybkaręka. Mały król
i jego siedmiu przyjaciół trochę poszeptali, i udali się do
stolicy królestwa. Beberto nakazał, by wszystkie dzieci
królestwa zostały przyniesione do sali tronowej. Potrzeba
było wielkiej dyplomacji, by przekonać matki, które nie
wierzyły Bebertowi, że zdoła obronić dzieci, ale lęk, a także
strach przekonały je.
Sala tronowa przekształciła się w żłobek czy przedszkole,
a dzieci biegały wszędzie. W każdych drzwiach stało 18
strażników, a na stopniach pałacu czuwały wybrane od-
działy. W wielkim piecu płonął ogień, który Trzypatyki pod-
trzymywał ogromnymi kawałami drewna, utworzonymi
z cudownych patyków.
"Zbliża się czarownica", zapowiedział Styszęwszystko.
"Śmieje się cicho. Szybuje w powietrzu. Jest ogromna jak
czarna chmura. Z pogardą patrzy na straże".
"Bądźcie gotowi", zarządził Beberto. nie wiedział wprawdzie,
do czego mieli być gotowi, ale dobrze, że to powiedział.
W następnej chwili ramię czarownicy znalazło się w okapie
kominka. Już odnalazła dzieci. Była niewidoczna, ale swąd
skóry opalanej przez ogień zdradził jej obecność. Chwilę
potem czarownica złapała kawałek chmury, wycisnęła ją
niczym gąbkę i zgasiła ogień, napełniając salę dymem.
Z wielką odwagą siedmiu ludzików włożyło ręce w otwór
kominka, gdy ręka czarownicy znów się pokazała. Twardy-
grzbiet złapał koniec jej palca i przytrzymał ze wszystkich
sił. Był o wiele silniejszy i cięższy od góry, na której wzno-
sił się zamek.
Zaczęło się coś w rodzaju przeciągania liny. Bez jęku i wes-
tchnienia, bez najmniejszego hałasu czarownica ciągnęła
Twardygrzbiet, który nie ruszył się. Krople potu spadały na
popiół. Były wielkie jak piłki. Potem nagle Twardygrzbiet
upadł w tył. Czarownica przestała ciągnąć i w tym momen-
cie jej ramię stało się widoczne. Odpadło od barku i wisia-
ło w kominie.
W sali wszyscy zamarli. Zwyciężyli w pierwszej bitwie. Tak oka-
leczona czarownica z pewnością ucieknie do swego zamku.

Ostatnie wyzwanie
"Szybko, biegnijmy za nią", rozkazał Beberto. "Trzeba oswobodzić porwane dzieci!". "Uczepcie się mnie", zaproponował Wspinacz. Wszyscy uczepili się człowieczka, który wyleciał przez komin z nieprawdopodobną prędkością. Znaleźli się na dachu! Czarownica była czarną chmurą, która płynęła po niebie, zawodząc. "Latający okręt!"- zakrzyknął Trzypatyki i rzucił w powietrze garść drewnianych drzazg. Przed nim zjawił się wspaniały okręt z żaglami niczym skrzydła, wszyscy weszli na pokład, a okręt wzbił się w powietrze. Słyszęwszystko wskazywał drogę. Po kilku chwilach okręt zatrzymał się u stóp bazaltowej góry, która wznosiła się nad morzem. Ma jej szczycie widać było zamczysko. "Tam w górę, szybko!", zarządził Beberto. Uczepieni do Wspinacza przybyli przed bramę z taką samą łatwością, z jaką mucha wędruje po szkle, ale o wiele szybciej. Szybkaręka zniknęła w ciemności razem z Twardymgrzbietem i Słyszęwszystko. Po kilku sekundach powrócili z dziećmi, które szczebiotały zadowolone z dodatkowych atrakcji. W mgnieniu oka wszystkie dzieci znalazły się na statku, który natychmiast odleciał. Ody dzieci zasnęły, Beberto poczuł się już prawie spokojny. Jednak w tym momencie Wiemwszystko ostrzegł: "Czarownica zauważyła, że porwaliśmy jej dzieci". "Jej gniew jest straszny, jest przeniknięta dziką furią", dodał Słyszęwszystko. Okręt leciał, ale czarownica, dzięki swym magicznym mocom, pędziła przez niebo prędzej od wiatru. "Zbliża się", powiedział Słyszęwszystko. "Złapie nas", drżał Beberto. „Tym razem to koniec!". "Ależ skąd!"- zawołał Szybkiłuk, nakładając strzałę na cięciwę. "Jest już blisko", szepnął Słyszęwszystko. Szybkiłuk uniósł broń i naciął łuk. "Pochyla głowę i szybuje do rzucenia się w dół", uprzedził Wiemwszystko. Na to tylko czekał Szybkiłuk. "Pędź i znajdź jej okrutne serce", powiedział wypuszczając strzałę. Dał się słyszeć wrzask i czarownica została trafiona. Jej ogromne cielsko zawirowało, a potem zniknęło. Okręt zatrzymał się tam, gdzie Beberto spotkał swych małych przyjaciół. Wyskoczył na ląd i obrócił się, by ich uściskać i podziękować im, ale zniknęli, nie było po nich śladu. Gdyby nie okręt stojący przy brzegu, Beberto mógłby sądzić, że nigdy ich nie spotkał, i że to tylko mu się śniło. Nie było czasu na zastanawianie się. Zjawił się rozradowany tłum, który wykrzykiwał: "Niech żyje Beberto, największy i najodważniejszy ze wszystkich królów!".

 Inia;*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz